Stare miasto w Antalya. Jak już obiecałem w wpisie Turcja wiosną bez obaw przedstawię Wam piękne miasto tureckie jakim jest Antalya. W ramach wycieczki zorganizowanej (którą już opisałem) mieliśmy pojechać zwiedzać to miasto. Jak się okazało to nie był nasz główny punkt programu tego dnia a jakiś pokaz mody (opiszę to i inne dziwadła tej wycieczki później). Dlatego całe ale to naprawdę całe zwiedzanie tego miasta trwało chyba z 3 godziny. Czas o którym to mówię to czas którym ja dysponowałem w pełni. A zaczęło się tak pięknie..
Podwieźli nas na taras widokowy (przed starym miastem). Co za uczynni organizatorzy wycieczek. Gdyby wiedział wtedy co mnie czeka to bym wysiadł gdzieś w mieście po drodze a tak wywieźli nas zaraz na ten pokaz mody i do sklepu z odzieżą. A był to sklep na krańcu miasta w przemysłowej dzielnicy więc..płacz wewnętrzny mnie ogarniał. Żonę też..
Po godzinach tej niepotrzebnej bzdury w końcu zabrali nas do miasta. Gdyby wiedział że centrum zwiedzę tylko z okien autobusu to zrobiłbym więcej zdjęć a tak.. pojedyncze tylko kołaczą mi się w archiwum.
Stare miasto w Antalya
Na szczęście miałem możliwość trochę pozwiedzać Stary Port. Szkoda, że nie mam więcej zdjęć z uliczek które prowadzą do portu bo powiem Wam, że samo chodzenie nimi było cudownym przeżyciem. Wypełnione starymi budynkami, straganami, sklepikami (mnóstwo ręcznej roboty). W starym porcie trochę nacieszyłem oczy i wypełniłem duszę dobrymi emocjami (jakże rzadkimi na tej wycieczce zorganizowanej). No i nie zapominajmy o potężnych starożytnych umocnieniach portu!
Wracają do miejsca zbiórki weszliśmy do sklepu z lampami (bo nic dosłownie nie mieliśmy kupione na pamiątkę). Tam zobaczyliśmy urokliwą lampę stworzoną z licznych małych szklanych elementów (jak mozaika) i bardzo ozdobną (bardzo w stylu tureckim). Co prawda cena była o wiele niższa niż w butiku który był w hali gdzie odbył się pokaz mody (tam 240 dolarów, tu 80) ale w sumie to już nie mieliśmy wiele pieniędzy (kończyła się wycieczka) więc ze smutkiem ale odeszliśmy. Czekając na innych i popijając kawę doszliśmy z żoną do wniosku, że może jednak kupimy. Poszedłem.
I zacząłem się targować. I to nie było targowanie jak w sklepach które prowadzą nobliwi i starsi Turkowie (herbata na powitanie i powolne z uśmiechem dobijanie targu). To był żywioł. Skłamałem, że nie mam karty kredytowej, wyłożyłem kilka euro, trochę dolarów i liry tureckie. A że wiedziałem ile tego mam to bez obaw przy sklepikarzach okazałem zagrody w portfelu, wyłożyłem na zewnątrz kieszenie ze spodni i mówiłem, że nie mam więcej.
Na stole leżały banknoty i monety wyłożone przeze mnie (mix walut jak już wspomniałem). Obok lampa (cóż za piękna lampa). Ja i coraz więcej Turków. Bo od jednego sprzedawcy zaczęło się. Zawołał kolegę, później wszyscy obsługujący sklep przyszli a później to chyba ich rodziny też przyszły. Tłum. Hałas, gestykulacja, świergot szybkiego tureckiego. Ufff…Sprzedali. Za 42 dolary (tyle wyszło jak podliczyłem sobie to co wyłożyłem na stół w rożnych walutach).
Stare miasto w Antalya i zaczarowana lampa
Jak wracałem do żony to myślałem że lecę wręcz. Taki byłem wypełniony emocjami. Adrenalina, szczęście i wszystko inne po trochu też. Czy ta lampa warta jest 42 dolarów? Dla mnie jest bezcenna i myślę, że zapłaciłem bardzo mało. Biorąc pod uwagę iż w porannej galerii kosztowała 240 dolarów a w sklepiku na Starym Mieście 80 dolarów (wstępna cena) to zachęcam Was by się targować gdzie się da i nie kupować w drogich galeriach gdzie Was wiozą (w wycieczce zorganizowanej). Targowanie w Turcji to stary zwyczaj i naprawdę sklepikarz z większym szacunkiem do Was podejdzie jeśli się potargujecie.
Stare miasto w Antalya – mam wspomnienie warte opowiadania innym. Za każdym razem jak o nim myślę to jestem uśmiechnięty i po prostu wypełnia mnie energia. No i lampę mam do teraz.