Odcinek 5 The Last of Us. Satysfakcjonujący bo dostałem bezkompromisowe, najlepsze z możliwych zakończeń. Prawie bo reszta filmu była nierówna.
Odcinek 5 The Last of Us – terror zastępuje terror
Tu, ten poruszony aspekt zaliczam do “satysfakcji”. Nie mamy lukrowania, że obalenie terroru w czasie apokalipsy spowoduje wyrośnięcie krainy prawa i miodu. Nie. Oczywiście ten wątek mamy wspaniale rozwinięty w serialu The Walking Dead (ileż nieudanych prób tam widzieliśmy..). Serialowi TLOU daję szansę. Zobaczymy czy rozwinie bardziej ten ciekawy wątek społeczny.
Więź braterska
Znów podobał mi się wątek poboczny czyli przedstawiona więź braterska. Wątek snuty sprawnie przez cały odcinek kończący się finałem (wspaniałym).
Doświadczenie
Fakt, że smutne i wręcz rozdzierające serce ale jednak, doświadczenie dane Ellie i Joelowi w tym odcinku jest olbrzymie. Szczególnie Ellie. Mam wrażenie, że umarło dziecko a nowonarodzony dorosły nie zdążył pożyć wiekiem średnim bo się natychmiast zestarzał.
Epicka bitwa
Kompletnie mnie ta bitwa nie poniosła, słabe bo widoczne za bardzo CGI spowodowało pęknięcie mojego ekranu. Generalnie miałbym ochotę ten wątek wyciąć i wyrzucić do śmietnika.
Rebelianci
Czuję się oszukany albo zmuszony do zjedzenia olbrzymiego, niestrawnego, nieciekawego dania. W zasadzie to czuję się okradziony z mojego życia. Po co w ogóle ci rebelianci i ta ich marna liderka? Ze względu, że zgrzybiali nieumarli całkowicie mnie nie zainteresowali to nawet śmierć bezsensownie powołanych na ekran rebeliantów nie dała mi krztyny satysfakcji.
Odcinek 5 The Last of Us – podsumowanie
Kolejny odcinek serialu, gdzie mam elementy 10/10 i elementy niskich lotów. Ocena? 7,0/10 i to tylko za koniec braci.
