Horror Christine. Samochód z duszą który zabija. Mnie to nie straszy. Ponieważ wiele później powstało filmów w podobnej konstrukcji ale nowszych czyli lepiej odbieranych przez moje oczy to ten klasyk horrorów już tylko się kurzy w mojej szafie filmów. I to na półce najniższej czyli nigdy ponownie nie obejrzę (jedyny wyjątek to na wypadek recenzji).
Horror Christine – na początku była książka
Film ten bazuje na powieści Stephena Kinga “Christine”. Lubię tego autora aczkolwiek nie wszystko bezproblemowo trawię. Jest to bardzo płodny twórca, ma mnóstwo pozycji na swoim koncie i każda z nich jest świetnym materiałem do przeniesienia na ekran. Ale jakoś nie udaje się. Jeżeli książkę czyta się płynnie, podoba się spójność i jest poczucie grozy to już nie zawsze na ekranie odda się tak samo dobrze te odczucia. Zazwyczaj jest gorzej. Książka Christine a film Christine to dwie różne rzeczy.
Dobrym przykładem może być natomiast The Expanse (oglądałem 1 sezon i czytałem książkę równolegle – jestem pod wrażeniem do dni dzisiejszego, że tak wspaniale udało się przenieść fascynującą historię sf na ekran nie tracąc nic z ducha książki)
Horror Christine – prosty przepis na horror
Idź do warzywniaka. Popatrz na warzywa. Wylosuj jedno. Nadaj mu morderczą duszę. I wrzuć na plan aktorów, które te warzywo będzie zabijało. Ok. Jednemu wyszedł z tego przepisu Christine a innemu Laleczka Chucky. Z tym, że laleczka potrafiła (a w zasadzie kreowane napięcie) mocno pobudzić puls (mimo swej głupkowatości jaką miał ten film).
Wracając do horroru Christine – ziewałem.
Horror Christine – gra aktorska
Najlepiej zagrał samochód
Obrazy i efekty. Muzyka
Ok. Mamy Carpentera. Zrobił fantastyczną robotę w The Thing. Więc nie rozumiem tej tandetnej taniochy.
Horror Christine – chęć obejrzenia ponownie za 2 lata
Bardzo mała. Prosty i tani film. Wolę przeczytać ponownie książkę.
Ocena końcowa
Slaby i niestraszny i tani i … eh… 4,2/10.